wtorek, 1 września 2015

Rozdział 6



- Proszę pan Styles już na panią czeka.
Zostawiła uchylone drzwi i mierząc mnie wzrokiem odeszła zostawiając mnie samą z moimi myślami i drżącym ciałem. Wzięłam większy oddech i pocierając ręce o materiał zrobiłam krok w przód. Całe powietrze zeszło ze mnie gdy weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Rozejrzałam się po naprawdę sporym pokoju urządzonym zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałam. Wzrok przykuwał mały kominek zabudowany ściana i pomalowany na siwo. Reszta ścian była brązowa nadająca przyjemny lecz i tajemniczy klimat. Pod oknem stało spore  wykonane z ciemnego drewna biurko.  Ścianę naprzeciwko zajmował ogromy regał wykonany z tego samego odcienia drewna co biurko. Po środku na modnym wydanie stał komplet mebli w odcieniu szarości. Kanapa dwa fotele i stolik. Obrazy i kwiaty z donicach dopełniały wystrój w idealny sposób.
Rozglądałam się nerwowo stawiając małe kroczki w głąb szukając go wzrokiem. Wciągnęłam gwałtownie powietrze gdy fotel się odwrócił i ujrzałam uśmiechniętego Harrego ubranego w czarną koszulkę i czarne spodnie. Podniósł się od razu zauważając mnie i wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Witam – mruknął z chrypką ściskając moją dłoń na powitanie – Cieszę się, że jednak przyszłaś.
- Tak jak powiedziałam przez telefon dam panu szansę na wyjaśnienie tej propozycji – starałam się mówić pewnie by nie zdradzić jak bardzo jestem podekscytowana i podenerwowana tą sytuacją. Sami w tym wielkim pokoju. Z oddzielającym nas tylko biurkiem.
- No tak oczywiście moja propozycja – usiadł wygodniej gdy i ja zajęłam miejsce – Valerie jak już mówiłem uważam, że masz naprawdę wielki talent, który potrzebuje dobrego oszlifowania pod okiem najlepszych.
- Dziękuje za tyle komplementów, ale nie wiem jak to by miało się odbywać skoro nie jestem w załodze teatru.
- Tak, przesłuchanie wygrał ktoś inny . Bardziej doświadczony. Jesteś jeszcze młoda a ja chce ci zaproponować coś co w przyszłości otworzy ci w przyszłości wiele drzwi jeśli nie będziesz już chciała z nami współpracować.
Zamrugałam szybciej czując jak serce zabiło mi szybciej na widok jego uroczych dołeczków. Wydawał się bardzo ludzki ale i bardzo denerwujący tym swoim przeciąganiem wszystkiego.
- Wracając do meritum – wyciągnął z szafki białą teczkę podpisaną moim imieniem i nazwiskiem – Valerie chce ci zaproponować stanowisko mojej sekretarki.  Obecnie zostałem bez mojej prawej ręki i nie powiem jest mi ciężko wszystko ogarnąć. Liczę, że się zgodzisz i pomożesz mi. Dzięki temu będziesz ciągle w teatrze i będziesz miała możliwość uczestniczenia we wszystkich próbach.  A nawet zorganizuję ci lekcje jeśli wyrazisz chęć.
Asystentka. Osobista. Prawa ręka Harrego Stylesa. Zwariował. Zaśmiałam się w środku nie mogąc w to uwierzyć. Nigdy nie pracowałam na takim stanowisku. Nawet nie marzyłam o czymś takim. Nie mam odpowiednich kwalifikacji.  Nie jestem tak kontaktowa i otwarta jak powinna być osoba  na takim stanowisku. Nie mam kontaktów i potrzebnych znajomości. Nie znam ludzi z branży.
- Panie Styles dziękuje to naprawdę wielka i poważna oferta. Jednak uważam, że mimo szczerych chęci nie nadaję sie na to stanowisko –uniosłam wzrok na jego twarz z której nie schodził wielki uśmiech.
- Spokojnie nie masz się czym denerwować . Wszyscy pomogą ci się wdrożyć .
- Tylko nie wiem czy umiałabym połączyć tą prace ze studiami.
- W umowie jest zaznaczone, że pierwszy tydzień jest próbny na rozpoznanie a po miesiącu zdecydujesz ty czy będziesz chciała zostać z nami czy nie –oblizał usta poprawiając się na fotelu.
- Ja.. ja naprawdę nie wiem co powinnam teraz powiedzieć. Naprawdę się tego nie spodziewałam.
- Valerie. Spędź ten dzień w teatrze rozeznaj się a wieczorem powiesz mi co i jak dobrze?
W jego głosie wyczułam znaczną niewytłumaczalną nadzieję, której nie mogłam i nie potrafiłam zlekceważyć.
- Dobrze myślę, ze to będzie najlepszym rozwiązaniem.
- To idziemy, wszystko ci pokarze i powiem co i jak.
Odsunął krzesło i wstał wskazując ręką drzwi. Z uśmiechem ruszyłam do drzwi oceniając w głowie wiarygodność wydarzeń z tego dnia. Najprawdopodobniej wciąż leże w łóżku i śnie o tym wszystkim

środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział 4



- Widziałem, że potrzebne ci wsparcie więc o to jestem.  A na poprawę nastroju zapraszam na najlepsze ciastko jakie mają w najbliższej kawiarni.
- Naprawdę ci dziękuje Alfie, ale chyba lepiej jak wrócę do domu.
- Wrócisz do domu by się tylko tym zadręczać? Daj spokój i zgódź się. Przecież cię nie zjem tak?
Pokiwałam głową uśmiechając się lekko. Perspektyw spędzenia z nim trochę czasu jest na pewno lepsza niż powrót do domu i do nocy płakanie i rozpamiętywanie. Na pewno mnie to czeka, ale dlaczego nie przesunąć tego o godzinkę lub dwie.
- No dobrze. Ale te ciastko musi być naprawdę spore.
- Oczywiście.
Rozmawiając o wszystkim i o niczym znaleźliśmy najbliższą kawiarnie. „Keepsakes” bo taki napis widniał na przedniej ścianie budynku z białej cegły. Wyglądał na stary lecz odnowiony w taki sposób by nie zniszczyć zabytkowych elementów budowli. Alfie otworzył przede mną drzwi  wywołując charakterystyczny dźwięk dzwoneczka. Uwielbiałam gdy kawiarnie posiadały ten element. Wchodząc do środka od razu można było poczuć zapach świeżo mielonej kawy i wypieku dnia. Dziś były nimi rogaliki cynamonowe. Samo zerknięcie na nie sprawiało że człowiek stawał się spragniony słodkiego. Ściany kawiarni były z cegły pomalowanej na biało o odcień bielszą niż te na zewnątrz.  Duże okna z parapetami do siedzenia i poduszkami  nadawały temu miejscu przyjemnego klimatu. Okna dawały też dużo światła które sprzyjało czytaniu książek. Jedna ze ścian przy barze pokryta była od podłogi do sufitu regałami najróżniejszymi wydaniami i egzemplarzami. Za pewne każdy by coś znalazł dla siebie.
 Jedną z puf przy stoliku stojącym przy regale zajmowała brunetka z blond ombre. Na oko dwadzieścia kilka lat może nawet niej. Była naprawdę śliczna. Czytała poradnik dotyczący makijażu. Aż dziwne bo jej makijaż już był idealny. Jak profesjonalistki.  Kilka stolików dalej siedziała urocza para staruszków. Taki widok od zawsze mnie wzruszał. Bo czy jest coś piękniejszego niż starzenie się z osobą którą się kocha? Ich splecione dłonie od razu przyniosły mi na myśl moich dziadków. Bardzo za nimi tęsknie. Nie zdążyłam się z nimi pożegnać, ponieważ byli u mojego wujka w Londynie gdy wyjeżdżałam.  Rozmowa telefoniczna zagłuszy uczucie tęsknoty tylko na chwilę.
- To co zamawiasz? – odezwał się Alfie przykuwając moją uwagę.
- Miętowe latte. To moje ulubione.
- Jasne jeśli będą tu takie mieć to je dostaniesz – zaśmiał się spoglądając na bar – no a ciastko jakie chcesz?
- Za ciastko dziękuje – pokręciłam głową – wiesz trzeba dbać o linie.
- Val proszę cię…
-Alfie! Czy ty nie widziałeś pozostałych uczestniczek przesłuchania? Każda przynajmniej metr siedemdziesiąt lub osiemdziesiąt wzrostu  chude jak szczotki od mioteł. A ja jedząc to ciastko odsunę się od nich o kolejny rok świetlny –odetchnęłam głęboko po swoim monologu.
- I tak ci coś wezmę i jeszcze będziesz mi dziękować .
Poszedł do baru a ja wyciągnęłam telefon z torebki czując nieustające wibracje. Zdjęcie Sophii wyświetlało się na ekranie. Przesunęłam po nim palcem odbierając rozmowę.
- I jak?! I Jak?! Jesteś już po? Kiedy będzie wszystko wiadomo. Chociaż to pewne, że się dostałaś. I jak Styles wygląda na żywo?  Równie przystojny co na zdjęciach?
- Spokojnie nabierz powietrza – zaśmiałam się wręcz czując jej podekscytowanie – było no było dziwnie. Nie myślałam, że może się wydarzyć coś takiego. Ale Sop to nie jest rozmowa na telefon.
- Coś ci powiedzieli? Zrobili? –zazgrzytała zębami – jeśli tak to zaraz się tam zjawie i dam do słuchu. Powiedz tylko słowo.
-Nie to nie tak.
-Przyjeżdżać ?
-Sop..
-Zaraz wsiadam w taksówkę i jestem.
-Poczekaj..
-Zbieram się.
-Sophia uspokój się – powiedziałam głośniej i wybuchnełam śmiechem nie mogąc go już powstrzymać – poprawiłaś mi nastrój tymi swoimi wygłupami ale naprawdę nie potrzebuje byś odgrywała mojej mamusi.
- Dziecko kiedy ty mi tak wyrosłaś – usłyszałam jak wyciąga chusteczkę a po chwili smarka w nią z przesadnym zaangażowaniem. Odsunęłam telefon on ucha by nie narażać moich cennych bębenków. W między czasie Alfie wrócił do stolika wpatrując się z zainteresowaniem w mój telefon. Z ruchu jego ust wyczytałam pytanie z kim rozmawiam.
-Sophia obiecuję opłakać z tobą moją dorosłość wieczorem. Jak wrócę a teraz pozwól mi spędzić mile czas z przyjacielem – mówiłam wzrok utrzymując na twarzy mojego towarzysza – do zobaczenia wieczorem
Rozłączyłam się nie czekając na jej odpowiedź. Wzmianka o przyjacielu włączyła by u niej kolejny tym razem dłuży monolog z którym ciężej by mi było sobie poradzić. Kelnerka przyniosła nasze zamówienie bezczelnie wpatrując się w bruneta.  Dziwny dreszcz  przebiegł moje ciało. Nie umiałam go zdefiniować więc zlekceważyłam to i sięgnęłam po swoją kawę. Może to przez wygląd dziewczyny poczułam się nieswojo. Jej  wyraz twarzy gdy zobaczyła, że towarzysze Alfiemu. To jak się zdziwiła. Nie było to miłe. Przecież taka sobie dziewczyna może być widywana z takim chłopakiem jak on.
- Dziękujemy to wszystko – odezwał się do kelnerki nie spuszczając ze mnie wzroku co przysporzyło mnie o lekkie rumieńce i lekkie palpitacje serca. Nie wiem czy wspominałam ale takie gesty wywołują u mnie zawstydzające odruchy. Odetchnęłam gdy dziewczyna odeszła i jedna para oczu przestała się we mnie wpatrywać.
- Bardzo dobra ta kawa – odezwałam się po chwili starając się przerwać panującą między nami, niezręczną ciszę.
- Moja też jest niczego sobie ale robię lepszą. Oczywiście nie chwaląc się.
- Oczywiście w ogóle tak to nie zabrzmiało.
- Spróbuj lepiej tego rogalika, widziałem jak na niego patrzyłaś gdy weszliśmy.
Zaśmiałam się oblizując usta. Na samo wspomnienie o tym wypieku pociekła mi ślinka. Sięgnęłam talerzyk zaczęłam powoli jeść. Alfie również to zamówił. Popołudnie minęło mi naprawdę szybko i przyjemnie. Pogrążona w rozmowie nie zauważyłam gdy zaczęło się ściemniać. Z Alfiem każdy temat wydawał się ciekawy i godny omówienia. Zaczęłam się przed nim otwierać  gdy uczucie zawstydzenia minęło. Był pierwsza osobą od dawna przy której nie bałam się otworzyć i mogłam się zachowywać normalnie.
Odprowadził mnie do domu z obawy, ze pomylę autobus lub wysiądę na nie tym przystanku. Co bądźmy szczerzy było bardzo możliwe. Byłam mu wdzięczna, że zaproponował mnie odprowadzić. Bałam się poruszać po tym mieście za dnia a tym bardziej nocą. Pożegnałam się z nim na przystanku i wróciłam do mieszkania. Weszłam bez zawracania sobie głowy kluczami. Zauważyłam wcześniej samochód  Nata. A skoro jest Nate to drzwi muszą być otwarte.  Zdjęłam buty a torebkę rzuciłam na półkę. Cisza w mieszkaniu mnie trochę przeraziła. Sophia miała być w domu a nie wyszliby zostawiając otwartych drzwi. Ruszyłam w głąb kierując się do kuchni.
- O mój boże tylko nie to! –krzyknęłam zasłaniając oczy dłońmi odwracając głowe. Nate wychodził z łazienki owijając biodra ręcznikiem. Wszystkie żenujące sytuacje z mojego życia przy tej stawały się niczym. Blondyn widocznie zadowolony z mojej reakcji zaśmiał się i podszedł bliżej obejmując mnie mocno ramionami.
-  Musimy zacieśnić nasze więzi. Mała nie ma się czego wstydzić.
- Jesteś okropny człowieku. Puść mnie. Jesteś mokry.
- Zazdrościsz? Też za chwilę możesz być mokra – poczułam jak drgają jego ramiona. Był rozbawiony a mnie zbierało się na wymioty na jego słowa. Dźgnęłam go palcem w pępek. Puścił mnie zginając się w pół robiąc krok w tył.
- Od dziś radze ci spać z jednym okiem otwartym.
Krzyknął trzymając się za brzuch. Ze mną się nie zadziera. Pomyślałam wchodząc do kuchni . Podniosłam nogę by zrobić krok. Powstrzymały mnie przed tym porozrzucane na panelach zdjęcia. Czarnobiałe polaroidy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Sophia kucała za stołem układając następne zdjęcia. Ostrożnie zaczęłam układać stopy w miejscach między zdjęciami by dojść do przyjaciółki.
- Co to za nietypowa wystawa? – kucnęłam za nią biorąc do ręki jedno ze zdjęć. Był na nim mężczyzna z garniturze.
- Muszę wybrać dwadzieścia zdjęć rozumiesz?  - burknęła rozkładając kolejne fotografie – jak ja mam niby wybrać w tych wszystkich zdjęć tylko dwadzieścia.
- A ile ich tu masz?
- Ponad trzysta. Po sto z jednej sesji. A ta głupia gazeta dała mi limit dwudziestu.
-Przecież to i tak dużo. Jakby nie patrzył cała gazeta będzie w twoich zdjęciach.
- Oszalałaś? – prychnęła sięgając ze stołu kieliszek z winem i wsunęła się pod mebel by zrobić miejsce na następne zdjęcia – kazali mi wybrać tyle a sami z tego wybiorą może z cztery góra trzy te świstki.
Westchnęłam sięgając pusty kieliszek, nalałam sobie wina i usiadłam z nią pod stołem pomagając rozkładać pozostałe fotografie.
- A jak ci poszło to przesłuchanie?
- Nie bardzo chcę teraz o tym rozmawiać –upiłam trochę alkoholu chwytając zdjęcie młodej dziewczyny w sukience do kolan.
- A miło przynajmniej spędziłaś dzień z nowym kolegą? – wyczułam, że ma ochotę o tym rozmawiać i nie da się zbyć. Na szczęście uratował mnie blondyn który rzucił moją torebką na odsunięte krzesło.
- Z łaski swojej odbierz bo ta piosenka działa mi na nerwy.
Odszedł od razu gdy Sophia podała mi torbę. Wygrzebałam z niej urządzenie i przesunęłam palcem po ekranie nie sprawdzając kto dzwoni.
- Tak słucham?
- Rozmawiam z Valerie Stone?
- Um tak to ja .. a o co chodzi?
- Tu Harry Styles. Mam dla pani propozycję. 


____
mam nadzięje że się podoba :)
prosiłabym o komentarze bo to naprawdę motywuje x
i o rozgłaszanie tego ff na tt z hasztagiem #Playhousepl

poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 3


- Denerwujesz się?

Nie oczywiście, że nie. Kto by się denerwował przed jedyną życiową szansą na spełnienie największego marzenia w życiu.

- Bardzo – odpowiedziałam uprzejmie odwracając się i stając twarzą w twarz z naprawdę przystojnym chłopakiem.

- Spokojnie najważniejsze żebyś dobrze się sprzedała. Bądź sobą nie graj nikogo, oni tego nie lubią.

- Dziękuje, rady na pewno się przydadzą. Przepraszam, ale mam wrażenie, że już cię gdzieś widziałam.

-Możliwe – zaśmiał się cicho na co się uśmiechnęła. Miał bardzo przyjemny głos a śmiech w jego wykonaniu brzmiał jak ulubiona melodia – Alfie, bardzo mi miło.

- Valerie.

Zdążyłam odpowiedź gdy został wyczytany. Za pewne nie usłyszał, ale znajomość mojego imienia i tak nie jest mu do niczego potrzebna. Rozejrzałam się po pomieszczeniu gdy chłopak znikał z mojego pola widzenia. Zostałam sama co w cale nie wprawiało mnie w lepszy nastrój. Przez scenę przetoczyło się już tylu uczestników, że komisja mogła zmieniać zdanie miliony razy.

Powtórzyłam ostatni raz tekst by uniknąć ewentualnej klapy jaką by  było jego zapomnienie. Przepłukałam gardło wodą i spróbowałam po raz kolejny rozgrzać struny głosowe by nie zaskrzeczeć . Robiłam to chodząc w kółko po pokoju zmieniając co chwila kierunek . Rytm marszu wyznaczało mi tykanie zegara który wisiał na ścianie w otoczeniu zdjęć obsady wystawianego właśnie musicalu. Do tej pory zdążyłam się im przyjrzeć tyle razy, że zapamiętałam każdy grymas czy zamaszkę poszczególnej osoby. Z tego wszystkiego zaczęłam sobie wyobrażać swoje zdjęcie wiszące pod podpisem główna rola. Profesjonalne zdjęcie z moim podpisem o które walczyliby moi potencjalni fani. Gdy stałabym się już wielką gwiazdą mogłabym przebierać w propozycjach filmowych unikając tresujących i żenujących przesłuchań .

Zaczęłam żałować, że nie przeczytałam wszystkiego co znajduje się w intrenecie na temat sytuacji w której się obecnie znajduje i radzenia sobie ze stresem. Miałam na to kilka lat, a ja, jak to ja wolałam oglądać najnowsze zdjęcia Harry’ego na wszystkich blogach. Teraz masz za swoje- pomyślałam zdruzgotana. Gonitwa myśli w mojej głowie stawała się coraz bardziej przytłaczająca. Z przyjemnej wizji sławy przeszłam do najgorszych scenariuszy zbłaźnienia się za kilka minut na scenie. Jęknęłam ganiąc się w myślach za ponowne porównywanie się z resztą uczestników.

- Valerie Stone?  Twoja kolej, zapraszamy.

Kiedy do mojego mózgu dotarła usłyszana właśnie informacja, podniosłam się a nogi same zaczęły mnie kierować w odpowiednim kierunku. Jak cień ruszyłam za brunetką.  Stres całkowicie zniknął wyparty nową dawką adrenaliny. Poczułam jak wszystkie mięśnie w moim ciele się napinają a najmniejszy włosek na moim ciele staje dęba gdy postawiłam pierwszy krok na scenie. Mrużąc lekko oczy przed światłem reflektora odnalazłam naklejone pasy na deskach układające się w znak x. Biorąc ostatni głęboki  wdech, pewniejszym krokiem pokonałam kilka metrów dzielących mnie od mikrofonu. Kątem oka zauważyłam Elfiego siedzącego z uśmiechem w pierwszym rzędzie, pokazującym zaciśnięte pięści. Zrobiło mi się lżej na duszy i pozwoliłam sobie na delikatny uśmiech w jego stronę. Wyprostowana z dłońmi zwisającymi wzdłuż ciała wzrok utkwiłam w postaciach siedzących przy długim stole.

- Tak więc  - blondynka sięgnęła po dokumenty i ponownie podniosła na mnie wzrok starają się przybrać przyjazny wyraz twarzy – Valerie, za chwile poprosimy cię o zaśpiewanie kilku wersów piosenki z obecnie granego musicalu. Nasz kompozytor będzie ci akompaniował  na pianinie.
Przytaknęłam na znak, ze wszystko zrozumiałam choć jej słowa wciąż wirowały w mojej głowie jak oszalałe. 
Spojrzałam w bok skąd z nad pianina uśmiechał się do mnie rudowłosy młody mężczyzna. Może nie będzie tak źle- pomyślałam pozwalając sobie wziąć głębszy oddech.

- Już jestem, możemy zaczynać .

Nie zdążyłam jeszcze na niego zerknąć a serce już zabiło mi szybciej na dźwięk jego głosu. Głęboki z lekką grypką. Idealny jak cała reszta tego mężczyzny. Zajął krzesło obok Alison uprzednio całując jej policzek. Biała koszula i spodnie od czarnego garnituru idealnie podkreślały jego umięśnione ciało od którego naprawdę bardzo ciężko oderwać wzrok. Odgarnął loki z czoła i zaczesał je do tyłu zerkając na dokumenty w rękach blondynki.

- Więc Valerie gdy będziesz gotowa powiedź Johnowi – uśmiechnął się a mnie już kolana zmiękły na dźwięk mojego imienia w jego ustach.
Oblizałam usta i nabrałam więcej powietrza w płuca dając znać  Johnowi by zaczynał.

***

Gdy ostatnie dźwięki rozchodziły się po pomieszczeniu czułam jak paraliż opuszcza moje ciało ustępując relaksowi. Najgorsze miałam już za sobą i wcale nie czułam, że zawiodłam. Dałam z siebie wszystko i pokazałam się z jak najlepszej strony.
Z większym uśmiechem na ustach podniosłam wzrok na komisję. Każdy coś zawzięcie zapisywał lub spoglądał na mnie z uśmiechem. Każdy z wyjątkiem Alison i Harrego. Nachylani ku sobie prowadzili ożywioną i zawziętą dyskusję podnosząc głos coraz bardziej. Atmosfera stężała. Każda tu osoba zdawała się się to odczuwać, ponieważ za wszelką cenę unikali zerknięcia na kłócącą się parę. Niezręczną sytuację przerwał huk od rzucanych mocno dokumentów na biurko i przewracanego krzesła.

- Sami decydujcie skoro moje sugestie się nie liczą.

Odtrąciła dłoń Harrego i bez jakichkolwiek wyjaśnień opuściła salę, trzaskając za sobą drzwi. Poczułam jak ręce mi się pocą a nogi i reszta ciała zaczęła drżeć. Narastająca panika zaczęła na nowo opanowywać moje ciało. Nie wiedziałam jak mam się zachować w tej sytuacji. Wyjść bez słowa czy zapytać się o wyniki przesłuchania. Zwrócić na siebie uwagę pozostałych czy skorzystać z okazji i uciec.

- Valerie dziękujemy – pierwsza zabrała głos blondynka – O wynikach przesłuchania dowie się pani telefonicznie. Będziemy w kontakcie.

- Dobrze, dziękuje bardzo.

Z zaciśniętymi pięściami mocno opartymi o biodra opuściłam szybko scenę a następnie teatr nie oglądając się za siebie ani razu. Zbiegając po schodkach usłyszałam swoje imię lecz ze strachu nie obejrzałam się za siebie. Widok tego budynku już dziś dobrze by na mnie nie wpłyną. Przy ulicy przystanęłam nie dla tego, że wołanie było coraz uporczywsze . Nagle zabrakło mi powietrza w płucach. Łzy napłynęły do oczu zamazując doszczętnie wszystko przede mną. Zaczęłam się trząść wypuszczając chrapliwie powietrze.

- Spokojnie, hej mała jestem tu.
Usłyszałam pełny otuchy głos a zaraz po tym znalazłam się w jego ramionach, które mocno mnie obejmowały jakby się bał, że z tego wszystkiego zaraz przed nim zemdleje.  Pociągnęłam nosem i podniosłam głowę by zawstydzona swoim zachowaniem spojrzeć na niego.

- Dziękuje.

 _____
Te fanfiction wiele dla mnie znaczy, ponieważ za jego pisanie brałam się naprawdę wiele razy i równie wiele rezygnowałam. Chciałam by chociaż kilka osób zobaczyło mój pomysł, ale chyba to nie ma sensu. Nikt nie jest zainteresowany tą historią  raczej bez sensu jest dalsze poniżanie się ...Wybaczcie, że nie piszę jak inne autorki.

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 2

Nie pamiętam jak się tu znalazłam. A biorąc pod uwagę fakt, że wciąż mam na sobie ubrania z wczorajszego wyjścia, ktoś po prostu dostarczył mnie do pokoju i położył do łóżka. Nie chce nawet myśleć jak teraz musi wyglądać moja twarz .
Zsunęłam gumkę z włosów i pozwoliłam opaść lokom na ramiona co przy okazji ukoiło trochę ból głowy. Usłyszałam delikatne pukanie do drzwi, więc zerknęłam na nie od razu nasuwając na siebie kołdrę.

-Miałam nadzieję, że już wstałaś. Śniadanie czeka w kuchni -głowa Sophia ukazała się w szczelinie między drzwiami a framugą - Dzień dobry słoneczko.
-Dzień dobry - mruknęłam uśmiechając się do przyjaciółki - powiesz mi jak się znalazłam w łóżku?
-Opowiem ci wszystko dokładnie przy śniadaniu - zaśmiała się - Korzystaj dopóki łazienka wolna -puściła mi oczko opuszczając mój pokój.
Podniosłam się z materaca związując włosy w koka. Podeszłam do walizki wyjmując z niej parę ulubionych dresów i jeden z większych topów w których przeważnie chodziłam w domu.Zabrałam ze sobą ręcznik oraz kosmetyczkę i szybkim krokiem przeszłam do łazienki zajmując ja przed Natem. Z rozbawieniem zaczęłam się przygotowywać to prysznica słuchając wyrzutów chłopaka, uderzajacego w drzwi łazienki.

- W końcu - usłyszałam pełne gniewu warknięcie od mijanego mnie chłopaka.
- Spokojnie on tak rano ma. A jeszcze zabrakło jego kawy - wytłumaczyła mi rozbawiona Sop gdy tylko weszłam do kuchni. Krzątała się przygotowując dla mnie nakrycie przy małym stoliczku. Zawsze ją podziwiałam za to ile energii potrafi posiadać rano.
- Twoje ulubione naleśniczki i świeże owocki po które z jakże wielką ochotą kopsnął się rano Nate - postawiła przede mną talerz pełen naleśników i miseczkę z owocami.
I jak tu nie kochać przyjaciół. Moje obawy co do życia samej w wielkim mieście stopniowo zaczęło zagłuszać podekscytowanie spowodowane właśnie takimi małymi rzeczami. Czuję, że właśnie tu nauczę się cieszyć z życia.
Na wzór mam najlepszą przyjaciółkę pod słońcem. Nalałam sobie kawy z przygotowanego dzbanka i usiadłam na przeciwko niej. Przygotowałam sobie porcję i zerknęłam na gazetę.
- O której masz dziś przesłuchanie?
- O trzeciej ale chcę być tam wcześniej. Rozumiesz rozejrzeć się, oswoić - odpowiedziałam gdy tylko przełknęłam. Jestem w niebie, już zdążyłam zapomnieć jak ona świetnie gotuje. Jestem też uratowana przed śmiercią głodową. Moje umiejętności, a raczej ich brak nie zapewniłyby mi dużej szansy na przetrwanie.
- Nie masz czym się przejmować. Przyjmą cię na sto procent więc potem widzimy się w klubie by to świętować. Widziałam, że posmakowały ci pewne drinki - zerknęła na mnie wymownie.
- Daj spokój nawet jeśli się dostanę nie zamierzam niczego opijać. Sophia pamiętam z wczoraj wszystko tylko do czwartego drinka. Nigdy film mi się nie urwał -szepnęłam z zażenowaniem.
- Jakiś pierwszy raz, gratulacje Vali oby tak dalej. Lecz nie za szybko z pewnymi rzeczami. Nie zdążyłam ci jeszcze kupić prezerwatyw.
Zaczerwieniłam się szybko wpychając do ust kęs naleśnika. Nie jestem taka jak ona. Nie potrafię od tak rozmawiać o tych sprawach. Jestem  romantyczką i wolę poczekać z tymi sprawami aż znajdę odpowiedniego, tego jedynego.
 Brunetka wyszła z pomieszczenie zostawiając mnie samą. Przysunęłam do siebie laptopa i weszłam na stronę teatru. Nie zauważając żadnych nowinek ściągnęłam mapkę ukazującą dokładny dojazd. Nie chcę się zgubić po drodze, co w moim przypadku było bardzo możliwe.

Kolejne dwie godziny spędziłam na czytaniu nowych gorących faktów o jakże przystojnym właścicielu teatru. Zjechałam wzrokiem w dół ekranu i z przerażeniem odkryłam, że zostało mi nie całe 40 minut do odjazdu autobusu. Brawo Valerie, jak zwykle twoje uzależnienie bierze nad tobą górę. Zamknęłam laptopa nie wyłączając go uprzednio. Nic mu się nie stanie. W łazience wykonałam podstawowy delikatny makijaż następnie ubrałam na siebie wybrany wcześniej strój. Chociaż z tym nie schrzaniłam. Jeśli planuje codziennie się wyrabiać, będę musiała przygotowywać wieczór przed. Ostatnie poprawki i już biegłam na najbliższy przystanek zwinnie omijając resztę przechodniów. Czemu w szkole tak nie biegałam? Miałabym lepszą ocenę.
Wysiadłam zauważając pierwsze odpowiednie budynki z mojej mapki. Poprawiłam torebkę na ramieniu i ruszyłam w odpowiednim kierunku. Nadal nie mogłam uwierzyć, ze kilkanaście kroków dzieli mnie od spełnienia mojego największego marzenia. W jakimś tam stopniu ale to już lepsze niż nic. Na przeciwnej ulicy zbierał się coraz większy tłum co przykuło moją uwagę. Wytężyłam słuch starając się zrozumieć co krzyczą lecz gwar ulicy skutecznie mi to utrudniał.
- Widziałaś? Alison właśnie przyjechała.
-Tą czarną limuzyną? Myślisz, że się zatrzyma by zrobić sobie z nami zdjęcie?
Dwie młodsze dziewczyny minęły mnie a ich rozmowa odpowiedziała na moje pytania. Ty to masz farta dziewczyno. Największa gwiazda teatru, moja idolka jest na wyciągniecie ręki, wejdzie do budynku, do którego ty za chwilę wejdziesz.
Przeszłam szybko na druga stronę ulicy i zaczęłam się przepychać do wejścia teatru co okazało się żmudną pracą. Reszta tłumu nie ustępowała i strasznie się przepychała. Oberwałam kilka razy łokciem w żebra i brzuch co na pewno skończy się siniakami wielkości śliwki. Przepraszając i tłumacząc w końcu udało mi się dopchać na sam początek lecz blondynka zdążyła już wejść do budynku nie obdarzając nikogo nawet spojrzeniem. Ruszyłam w ślady za jej bodajże asystentka. Równie piękna, brunetka obładowana torbami z najróżniejszych sklepów. Nie wiem jak udało się jej wspiąć po spodach z takim obciążeniem w dwunastocentymetrowych szpilkach. Ja w swoich sandałkach musiałam wyglądać przy niej jak przedszkolak.
Spełnienie. Chyba tak najlepiej określiłabym uczucie które zawładnęło mną gdy przekroczyłam próg mojego sanktuarium. Nigdy nie widziałam nic równie pięknego. Czerwone wykładziny i białe schody wijące się jak wąż, prowadzące w górę i w dół. Zdjęcia nie oddają ani w połowie magiczności tego miejsca. Nie zdążyłam się porządnie rozejrzeć gdy podszedł do mnie pan w średnim wieku ubrany w bardzo elegancki garnitur.
- Przepraszam, ale muszę prosić panią o opuszczenie budynku.
-Ja na przesłuchanie. Znaczy dostałam to zaproszenie – wyjaśniłam szybko wygrzebując z torby pięknie ozdobione zaproszenie.
Przyjrzał mu się następnie zeskanował mnie wzrokiem na co poczułam nieprzyjemne ciarki. Chyba mnie nie polubił. Oddał mi kartkę i bez słowa oddalił się do swojego biurka zostawiając mnie samą i skołowaną na środku holu. I co teraz? Mam wyjść czy poruszać się swobodnie bo całym budynku? Obawiać się, że po jednym kroku przybiegnie ochroniarz i wyrzuci mnie gdzie pieprz rośnie. Wygładziłam nerwowo materiał sukienki przygryzając wnętrze policzka.
- Proszę to dla pani. Życzę udanego przesłuchania –moje serce zamarło gdy ten sam pan ponownie stanął przede mną wyciągając przepustkę z moim zdjęciem. Pewnie po to musiałam je im wysłać. Podziękowałam grzecznie zakładając ją na szyję . Teraz bez przeszkód mogę się tu poruszać.
Nie wiedziałam gdzie iść najpierw. I do kogo powinnam się teraz zgłosić. Zauważając chłopaka z podobną przepustką ruszyłam za nim na piętro.  Mijali nas zabiegani ludzie. Tancerki, aktorki, wszyscy pracownicy. Teatr tętnił pełnią życia. To cudowne być częścią, móc być częścią. To cudowne, że mam możliwość  stać się częścią tego świata. Mój tryskający entuzjazm zgasł od razu gdy uświadomiłam sobie ile osób dostało możliwość być tu i starać się o przyjęcie. Cały korytarz pękał w szwach od podobnych osób do mnie. Nie mam szans. Jestem na straconej powierzchni.
- Proszę o uwagę – oczy wszystkich wróciły się na blondynkę, która wyłoniła się z drzwi. Blond długie włosy opadały jej na ramiona. Czarny mocno podkreślający oczy makijaż idealnie zgrywał  się z jej czarną koszulka. Wyglądała miło i tajemniczo jednocześnie – przesłuchanie odbędzie się w głównej Sali. Wszystkich zainteresowanych proszę o przejście tam i odebranie od naszego kompozytora Jona  nut do jednej z piosenek, którą wykonacie. Macie na opanowanie tego niecała godzinę. Więcej dowiecie się gdy przesłuchanie oficjalnie się rozpocznie. Życzę powodzenia.