poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 3


- Denerwujesz się?

Nie oczywiście, że nie. Kto by się denerwował przed jedyną życiową szansą na spełnienie największego marzenia w życiu.

- Bardzo – odpowiedziałam uprzejmie odwracając się i stając twarzą w twarz z naprawdę przystojnym chłopakiem.

- Spokojnie najważniejsze żebyś dobrze się sprzedała. Bądź sobą nie graj nikogo, oni tego nie lubią.

- Dziękuje, rady na pewno się przydadzą. Przepraszam, ale mam wrażenie, że już cię gdzieś widziałam.

-Możliwe – zaśmiał się cicho na co się uśmiechnęła. Miał bardzo przyjemny głos a śmiech w jego wykonaniu brzmiał jak ulubiona melodia – Alfie, bardzo mi miło.

- Valerie.

Zdążyłam odpowiedź gdy został wyczytany. Za pewne nie usłyszał, ale znajomość mojego imienia i tak nie jest mu do niczego potrzebna. Rozejrzałam się po pomieszczeniu gdy chłopak znikał z mojego pola widzenia. Zostałam sama co w cale nie wprawiało mnie w lepszy nastrój. Przez scenę przetoczyło się już tylu uczestników, że komisja mogła zmieniać zdanie miliony razy.

Powtórzyłam ostatni raz tekst by uniknąć ewentualnej klapy jaką by  było jego zapomnienie. Przepłukałam gardło wodą i spróbowałam po raz kolejny rozgrzać struny głosowe by nie zaskrzeczeć . Robiłam to chodząc w kółko po pokoju zmieniając co chwila kierunek . Rytm marszu wyznaczało mi tykanie zegara który wisiał na ścianie w otoczeniu zdjęć obsady wystawianego właśnie musicalu. Do tej pory zdążyłam się im przyjrzeć tyle razy, że zapamiętałam każdy grymas czy zamaszkę poszczególnej osoby. Z tego wszystkiego zaczęłam sobie wyobrażać swoje zdjęcie wiszące pod podpisem główna rola. Profesjonalne zdjęcie z moim podpisem o które walczyliby moi potencjalni fani. Gdy stałabym się już wielką gwiazdą mogłabym przebierać w propozycjach filmowych unikając tresujących i żenujących przesłuchań .

Zaczęłam żałować, że nie przeczytałam wszystkiego co znajduje się w intrenecie na temat sytuacji w której się obecnie znajduje i radzenia sobie ze stresem. Miałam na to kilka lat, a ja, jak to ja wolałam oglądać najnowsze zdjęcia Harry’ego na wszystkich blogach. Teraz masz za swoje- pomyślałam zdruzgotana. Gonitwa myśli w mojej głowie stawała się coraz bardziej przytłaczająca. Z przyjemnej wizji sławy przeszłam do najgorszych scenariuszy zbłaźnienia się za kilka minut na scenie. Jęknęłam ganiąc się w myślach za ponowne porównywanie się z resztą uczestników.

- Valerie Stone?  Twoja kolej, zapraszamy.

Kiedy do mojego mózgu dotarła usłyszana właśnie informacja, podniosłam się a nogi same zaczęły mnie kierować w odpowiednim kierunku. Jak cień ruszyłam za brunetką.  Stres całkowicie zniknął wyparty nową dawką adrenaliny. Poczułam jak wszystkie mięśnie w moim ciele się napinają a najmniejszy włosek na moim ciele staje dęba gdy postawiłam pierwszy krok na scenie. Mrużąc lekko oczy przed światłem reflektora odnalazłam naklejone pasy na deskach układające się w znak x. Biorąc ostatni głęboki  wdech, pewniejszym krokiem pokonałam kilka metrów dzielących mnie od mikrofonu. Kątem oka zauważyłam Elfiego siedzącego z uśmiechem w pierwszym rzędzie, pokazującym zaciśnięte pięści. Zrobiło mi się lżej na duszy i pozwoliłam sobie na delikatny uśmiech w jego stronę. Wyprostowana z dłońmi zwisającymi wzdłuż ciała wzrok utkwiłam w postaciach siedzących przy długim stole.

- Tak więc  - blondynka sięgnęła po dokumenty i ponownie podniosła na mnie wzrok starają się przybrać przyjazny wyraz twarzy – Valerie, za chwile poprosimy cię o zaśpiewanie kilku wersów piosenki z obecnie granego musicalu. Nasz kompozytor będzie ci akompaniował  na pianinie.
Przytaknęłam na znak, ze wszystko zrozumiałam choć jej słowa wciąż wirowały w mojej głowie jak oszalałe. 
Spojrzałam w bok skąd z nad pianina uśmiechał się do mnie rudowłosy młody mężczyzna. Może nie będzie tak źle- pomyślałam pozwalając sobie wziąć głębszy oddech.

- Już jestem, możemy zaczynać .

Nie zdążyłam jeszcze na niego zerknąć a serce już zabiło mi szybciej na dźwięk jego głosu. Głęboki z lekką grypką. Idealny jak cała reszta tego mężczyzny. Zajął krzesło obok Alison uprzednio całując jej policzek. Biała koszula i spodnie od czarnego garnituru idealnie podkreślały jego umięśnione ciało od którego naprawdę bardzo ciężko oderwać wzrok. Odgarnął loki z czoła i zaczesał je do tyłu zerkając na dokumenty w rękach blondynki.

- Więc Valerie gdy będziesz gotowa powiedź Johnowi – uśmiechnął się a mnie już kolana zmiękły na dźwięk mojego imienia w jego ustach.
Oblizałam usta i nabrałam więcej powietrza w płuca dając znać  Johnowi by zaczynał.

***

Gdy ostatnie dźwięki rozchodziły się po pomieszczeniu czułam jak paraliż opuszcza moje ciało ustępując relaksowi. Najgorsze miałam już za sobą i wcale nie czułam, że zawiodłam. Dałam z siebie wszystko i pokazałam się z jak najlepszej strony.
Z większym uśmiechem na ustach podniosłam wzrok na komisję. Każdy coś zawzięcie zapisywał lub spoglądał na mnie z uśmiechem. Każdy z wyjątkiem Alison i Harrego. Nachylani ku sobie prowadzili ożywioną i zawziętą dyskusję podnosząc głos coraz bardziej. Atmosfera stężała. Każda tu osoba zdawała się się to odczuwać, ponieważ za wszelką cenę unikali zerknięcia na kłócącą się parę. Niezręczną sytuację przerwał huk od rzucanych mocno dokumentów na biurko i przewracanego krzesła.

- Sami decydujcie skoro moje sugestie się nie liczą.

Odtrąciła dłoń Harrego i bez jakichkolwiek wyjaśnień opuściła salę, trzaskając za sobą drzwi. Poczułam jak ręce mi się pocą a nogi i reszta ciała zaczęła drżeć. Narastająca panika zaczęła na nowo opanowywać moje ciało. Nie wiedziałam jak mam się zachować w tej sytuacji. Wyjść bez słowa czy zapytać się o wyniki przesłuchania. Zwrócić na siebie uwagę pozostałych czy skorzystać z okazji i uciec.

- Valerie dziękujemy – pierwsza zabrała głos blondynka – O wynikach przesłuchania dowie się pani telefonicznie. Będziemy w kontakcie.

- Dobrze, dziękuje bardzo.

Z zaciśniętymi pięściami mocno opartymi o biodra opuściłam szybko scenę a następnie teatr nie oglądając się za siebie ani razu. Zbiegając po schodkach usłyszałam swoje imię lecz ze strachu nie obejrzałam się za siebie. Widok tego budynku już dziś dobrze by na mnie nie wpłyną. Przy ulicy przystanęłam nie dla tego, że wołanie było coraz uporczywsze . Nagle zabrakło mi powietrza w płucach. Łzy napłynęły do oczu zamazując doszczętnie wszystko przede mną. Zaczęłam się trząść wypuszczając chrapliwie powietrze.

- Spokojnie, hej mała jestem tu.
Usłyszałam pełny otuchy głos a zaraz po tym znalazłam się w jego ramionach, które mocno mnie obejmowały jakby się bał, że z tego wszystkiego zaraz przed nim zemdleje.  Pociągnęłam nosem i podniosłam głowę by zawstydzona swoim zachowaniem spojrzeć na niego.

- Dziękuje.

 _____
Te fanfiction wiele dla mnie znaczy, ponieważ za jego pisanie brałam się naprawdę wiele razy i równie wiele rezygnowałam. Chciałam by chociaż kilka osób zobaczyło mój pomysł, ale chyba to nie ma sensu. Nikt nie jest zainteresowany tą historią  raczej bez sensu jest dalsze poniżanie się ...Wybaczcie, że nie piszę jak inne autorki.

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 2

Nie pamiętam jak się tu znalazłam. A biorąc pod uwagę fakt, że wciąż mam na sobie ubrania z wczorajszego wyjścia, ktoś po prostu dostarczył mnie do pokoju i położył do łóżka. Nie chce nawet myśleć jak teraz musi wyglądać moja twarz .
Zsunęłam gumkę z włosów i pozwoliłam opaść lokom na ramiona co przy okazji ukoiło trochę ból głowy. Usłyszałam delikatne pukanie do drzwi, więc zerknęłam na nie od razu nasuwając na siebie kołdrę.

-Miałam nadzieję, że już wstałaś. Śniadanie czeka w kuchni -głowa Sophia ukazała się w szczelinie między drzwiami a framugą - Dzień dobry słoneczko.
-Dzień dobry - mruknęłam uśmiechając się do przyjaciółki - powiesz mi jak się znalazłam w łóżku?
-Opowiem ci wszystko dokładnie przy śniadaniu - zaśmiała się - Korzystaj dopóki łazienka wolna -puściła mi oczko opuszczając mój pokój.
Podniosłam się z materaca związując włosy w koka. Podeszłam do walizki wyjmując z niej parę ulubionych dresów i jeden z większych topów w których przeważnie chodziłam w domu.Zabrałam ze sobą ręcznik oraz kosmetyczkę i szybkim krokiem przeszłam do łazienki zajmując ja przed Natem. Z rozbawieniem zaczęłam się przygotowywać to prysznica słuchając wyrzutów chłopaka, uderzajacego w drzwi łazienki.

- W końcu - usłyszałam pełne gniewu warknięcie od mijanego mnie chłopaka.
- Spokojnie on tak rano ma. A jeszcze zabrakło jego kawy - wytłumaczyła mi rozbawiona Sop gdy tylko weszłam do kuchni. Krzątała się przygotowując dla mnie nakrycie przy małym stoliczku. Zawsze ją podziwiałam za to ile energii potrafi posiadać rano.
- Twoje ulubione naleśniczki i świeże owocki po które z jakże wielką ochotą kopsnął się rano Nate - postawiła przede mną talerz pełen naleśników i miseczkę z owocami.
I jak tu nie kochać przyjaciół. Moje obawy co do życia samej w wielkim mieście stopniowo zaczęło zagłuszać podekscytowanie spowodowane właśnie takimi małymi rzeczami. Czuję, że właśnie tu nauczę się cieszyć z życia.
Na wzór mam najlepszą przyjaciółkę pod słońcem. Nalałam sobie kawy z przygotowanego dzbanka i usiadłam na przeciwko niej. Przygotowałam sobie porcję i zerknęłam na gazetę.
- O której masz dziś przesłuchanie?
- O trzeciej ale chcę być tam wcześniej. Rozumiesz rozejrzeć się, oswoić - odpowiedziałam gdy tylko przełknęłam. Jestem w niebie, już zdążyłam zapomnieć jak ona świetnie gotuje. Jestem też uratowana przed śmiercią głodową. Moje umiejętności, a raczej ich brak nie zapewniłyby mi dużej szansy na przetrwanie.
- Nie masz czym się przejmować. Przyjmą cię na sto procent więc potem widzimy się w klubie by to świętować. Widziałam, że posmakowały ci pewne drinki - zerknęła na mnie wymownie.
- Daj spokój nawet jeśli się dostanę nie zamierzam niczego opijać. Sophia pamiętam z wczoraj wszystko tylko do czwartego drinka. Nigdy film mi się nie urwał -szepnęłam z zażenowaniem.
- Jakiś pierwszy raz, gratulacje Vali oby tak dalej. Lecz nie za szybko z pewnymi rzeczami. Nie zdążyłam ci jeszcze kupić prezerwatyw.
Zaczerwieniłam się szybko wpychając do ust kęs naleśnika. Nie jestem taka jak ona. Nie potrafię od tak rozmawiać o tych sprawach. Jestem  romantyczką i wolę poczekać z tymi sprawami aż znajdę odpowiedniego, tego jedynego.
 Brunetka wyszła z pomieszczenie zostawiając mnie samą. Przysunęłam do siebie laptopa i weszłam na stronę teatru. Nie zauważając żadnych nowinek ściągnęłam mapkę ukazującą dokładny dojazd. Nie chcę się zgubić po drodze, co w moim przypadku było bardzo możliwe.

Kolejne dwie godziny spędziłam na czytaniu nowych gorących faktów o jakże przystojnym właścicielu teatru. Zjechałam wzrokiem w dół ekranu i z przerażeniem odkryłam, że zostało mi nie całe 40 minut do odjazdu autobusu. Brawo Valerie, jak zwykle twoje uzależnienie bierze nad tobą górę. Zamknęłam laptopa nie wyłączając go uprzednio. Nic mu się nie stanie. W łazience wykonałam podstawowy delikatny makijaż następnie ubrałam na siebie wybrany wcześniej strój. Chociaż z tym nie schrzaniłam. Jeśli planuje codziennie się wyrabiać, będę musiała przygotowywać wieczór przed. Ostatnie poprawki i już biegłam na najbliższy przystanek zwinnie omijając resztę przechodniów. Czemu w szkole tak nie biegałam? Miałabym lepszą ocenę.
Wysiadłam zauważając pierwsze odpowiednie budynki z mojej mapki. Poprawiłam torebkę na ramieniu i ruszyłam w odpowiednim kierunku. Nadal nie mogłam uwierzyć, ze kilkanaście kroków dzieli mnie od spełnienia mojego największego marzenia. W jakimś tam stopniu ale to już lepsze niż nic. Na przeciwnej ulicy zbierał się coraz większy tłum co przykuło moją uwagę. Wytężyłam słuch starając się zrozumieć co krzyczą lecz gwar ulicy skutecznie mi to utrudniał.
- Widziałaś? Alison właśnie przyjechała.
-Tą czarną limuzyną? Myślisz, że się zatrzyma by zrobić sobie z nami zdjęcie?
Dwie młodsze dziewczyny minęły mnie a ich rozmowa odpowiedziała na moje pytania. Ty to masz farta dziewczyno. Największa gwiazda teatru, moja idolka jest na wyciągniecie ręki, wejdzie do budynku, do którego ty za chwilę wejdziesz.
Przeszłam szybko na druga stronę ulicy i zaczęłam się przepychać do wejścia teatru co okazało się żmudną pracą. Reszta tłumu nie ustępowała i strasznie się przepychała. Oberwałam kilka razy łokciem w żebra i brzuch co na pewno skończy się siniakami wielkości śliwki. Przepraszając i tłumacząc w końcu udało mi się dopchać na sam początek lecz blondynka zdążyła już wejść do budynku nie obdarzając nikogo nawet spojrzeniem. Ruszyłam w ślady za jej bodajże asystentka. Równie piękna, brunetka obładowana torbami z najróżniejszych sklepów. Nie wiem jak udało się jej wspiąć po spodach z takim obciążeniem w dwunastocentymetrowych szpilkach. Ja w swoich sandałkach musiałam wyglądać przy niej jak przedszkolak.
Spełnienie. Chyba tak najlepiej określiłabym uczucie które zawładnęło mną gdy przekroczyłam próg mojego sanktuarium. Nigdy nie widziałam nic równie pięknego. Czerwone wykładziny i białe schody wijące się jak wąż, prowadzące w górę i w dół. Zdjęcia nie oddają ani w połowie magiczności tego miejsca. Nie zdążyłam się porządnie rozejrzeć gdy podszedł do mnie pan w średnim wieku ubrany w bardzo elegancki garnitur.
- Przepraszam, ale muszę prosić panią o opuszczenie budynku.
-Ja na przesłuchanie. Znaczy dostałam to zaproszenie – wyjaśniłam szybko wygrzebując z torby pięknie ozdobione zaproszenie.
Przyjrzał mu się następnie zeskanował mnie wzrokiem na co poczułam nieprzyjemne ciarki. Chyba mnie nie polubił. Oddał mi kartkę i bez słowa oddalił się do swojego biurka zostawiając mnie samą i skołowaną na środku holu. I co teraz? Mam wyjść czy poruszać się swobodnie bo całym budynku? Obawiać się, że po jednym kroku przybiegnie ochroniarz i wyrzuci mnie gdzie pieprz rośnie. Wygładziłam nerwowo materiał sukienki przygryzając wnętrze policzka.
- Proszę to dla pani. Życzę udanego przesłuchania –moje serce zamarło gdy ten sam pan ponownie stanął przede mną wyciągając przepustkę z moim zdjęciem. Pewnie po to musiałam je im wysłać. Podziękowałam grzecznie zakładając ją na szyję . Teraz bez przeszkód mogę się tu poruszać.
Nie wiedziałam gdzie iść najpierw. I do kogo powinnam się teraz zgłosić. Zauważając chłopaka z podobną przepustką ruszyłam za nim na piętro.  Mijali nas zabiegani ludzie. Tancerki, aktorki, wszyscy pracownicy. Teatr tętnił pełnią życia. To cudowne być częścią, móc być częścią. To cudowne, że mam możliwość  stać się częścią tego świata. Mój tryskający entuzjazm zgasł od razu gdy uświadomiłam sobie ile osób dostało możliwość być tu i starać się o przyjęcie. Cały korytarz pękał w szwach od podobnych osób do mnie. Nie mam szans. Jestem na straconej powierzchni.
- Proszę o uwagę – oczy wszystkich wróciły się na blondynkę, która wyłoniła się z drzwi. Blond długie włosy opadały jej na ramiona. Czarny mocno podkreślający oczy makijaż idealnie zgrywał  się z jej czarną koszulka. Wyglądała miło i tajemniczo jednocześnie – przesłuchanie odbędzie się w głównej Sali. Wszystkich zainteresowanych proszę o przejście tam i odebranie od naszego kompozytora Jona  nut do jednej z piosenek, którą wykonacie. Macie na opanowanie tego niecała godzinę. Więcej dowiecie się gdy przesłuchanie oficjalnie się rozpocznie. Życzę powodzenia.

czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział 1



 -Valerie! –krzyknęła a już po chwili usłyszałam jak pojemnik opada z hukiem na stół.
-Chodź tu, natychmiast.
-No już, przecież jestem –zaśmiałam się się wchodząc do kuchni, z rozbawieniem obserwując pojawiające się zmarszczki przy oczach mojej mamy. Zawsze je widać tak dobrze gdy się denerwuje. Uwielbiam na nią wtedy patrzeć.
-Wczoraj zapakowałam ci mnóstwo jedzenia. Nasze przetwory, wypieki –westchnęła kręcąc głową.
-Mamuś –podeszłam do niej i złapałam jej dłonie- wiem, że nie chcesz żebym wyjeżdżała ale to dla mnie naprawdę wielka szansa –przytaknęła ściskając moje dłonie- te studia to moje największe marzenie a dostanie się na przesłuchanie do tego teatru graniczyło z cudem. To moja jedyna szansa i wiem, że chodź perspektywa mieszkania tak daleko cię przeraża to mamo obiecuje nie dac ci powodu byś nie była ze mnie duma.
-Tak bardzo cię kocham córeczko i już jestem z ciebie bardzo dumna –pogłaskała mnie po policzku i ucałowała długo w czoło- ale weźmiesz ze sobą wszystko co przygotowałam  -zaśmiałyśmy się razem.

Pomogłam mamie ponownie wszystko zapakować następnie udałam się na górę dokończyć pakowanie. Za kilka godzin mam samolot a walizki nie spakowałam nawet w połowie. Ale kto by mi się dziwił. Jestem bardzo zżyta z rodziną i ciężko jest mi zostawiać mamę i siostrę . Lecz również mam marzenia. Wielkie naprawdę ogromne i przez połowę mojego doczesnego życia były tylko niewyśnionym snem, który już za kilkanaście godzin miał się ziścić. Przeglądałam zawartość mojej szafy , wyrzucając na łóżko co drugą sukienkę, bluzkę czy spodnie. Nie mam nie wiadomo jak wielkiej szafy a moje ubrania nie są tymi od projektantów. Nigdy na to nie narzekałam i nie mam zamiaru. Jednakże teraz wszystko wydaje mi się nieodpowiednie do nowego życia w NY. Przepakowywałam się kilkakrotnie i poddawałam się w połowie załamana z chęcią odwołania wszystkiego.

Moją uwagę od składania ubrań odwrócił dźwięk wiadomości na skypie. Wstałam zrzucając materiały z kolan i usiadłam przed biurkiem odbierając połączenie od Sophii.

-No cześć  najsłodszy hobbicie na świecie. I jak ci idzie pakowanie? –podniosła się przybliżając do kamerki jakby chciała w nią wejść.
-Tak mnie też miło cię widzieć –wywróciłam oczami na jej komentarz ale zaśmiałam się cicho- za kilka godzin odpłacę się za te wszystkie twoje jakże przemiłe komentarze.
-Też się kocham i naprawdę nie mogę się doczekać . Przygotowałam ci pokój, trochę miejsca w łazience i półkę w kuchni. Zaplanowałam nam wszystkie weekendy chyba do końca życia. I co najlepsze –popukała palcami o blat biurka udając werble – załatwiłam ci już pięć randek . Tak brawo dla mnie! –krzyknęła a moje usta ukształtowały się w jakże wielką literkę o.
-Soph zwariowałaś. Dobrze wiesz że nie szukam faceta. Chce tylko być najlepsza na roku …
-i dostać się do tego teatru bo jest to najlepszy teatr ostatnich czasów z jakże wspaniałym i bardzo utalentowanym właścicielem i reżyserem Stylesem –wyrecytowała za mnie machając przy tym teatralnie ręką.
Przygryzłam wnętrze policzka słysząc to nazwisko, widząc w myślach jego zdjęcie.
-Nie wiem o co tyle szumu z nim. Dobra jest wysoki. Tu ma plus. Przystojny jeśli jest w twoim typie a jest. Wygląda dobrze na zdjęciach  ale przeważnie sprawia wrażenie nadętego bubka. A sama jeszcze mówiłaś, ze niestety ma kogoś.
-Dobra skończ. Może i jest przystojny ale wcale na niego nie lece, jak ci się wydaje –westchnełam kręcąc głową – Jeśli chcesz żebym się wyrobiła na samolot muszę kończyć i wracać do tego syfu na moim dywanie.
-Już  dłużej cię  nie zatrzymuję tylko Leri –spojrzała na mnie z przepraszającym uśmiechem, kręcąc się na krześle – jak przylecisz będę w pracy więc odbierze cię Nate.
Zmrużyłam oczy zaciskając dłoń w pięść pod biurkiem by tego nie zauważyła. Nie lubię go, wręcz nienawidzę. Zbyt wiele razy widziałam jak moja przyjaciółka przez niego cierpi. Zwykły pies na baby który wraca do niej gdy tylko znudzą mu się imprezy i skończą przyjaciółeczki. Dobrze, że tam lece. W końcu przemówię jej do rozsądku.
Zdążyłam tylko rozchylić lekko wargi chcąc coś powiedzieć ale była szybsza. Odmachałam już do ciemnego ekranu. Zsunęłam się na dywan i szybko dokończyła pakowanie.

**
-Spokojnie masz jeszcze godzinę, droga na lotnisko zajmuję czterdzieści minut czyli w zapasie masz około dwadzieścia minut.
-Dobrze wiesz że wolę być szybciej na miejscu. Jeszcze odprawa a po drodze mogą być korki.
-Już wychodźcie i wsiadajcie do auta.

Nasunęłam sweter na ramiona, wciągnęłam buty i ostatni raz obiegłam wzrokiem znajome ściany.  Będzie mi ich bardzo brakowało jak i reszty domu. Tyle wspomnień kryje się w tych kątach, sekretów. Uśmiechnęłam się szeroko widząc zdjęcie naszej trójki. Mam jest cudowną kobietą, wychowała mnie i Bailey na pewne siebie i odważne kobiety. Znaczy ja o sobie już mogę powiedzieć kobieta, B to dziecko czasami rozpuszczone ale kocham ją bardzo.

-Siostra bo zaraz naprawdę się spóźnimy – poczułam jak opiera brodę o mój bark.
- Nie bój się zdążysz na swoją randkę –puknęłam ja biodrem chichocząc cicho – będę tęsknić za tobą nawet nie wiesz jak bardzo – cmoknęła ją w czubek głowy następnie przeczesałam jej włosy.
-Ja za tobą też sis i kocham cię ale nie przyznam się do tego publicznie chyba, że już będziesz sławna na cały świat.
-Wtedy to ja się do ciebie nie przyznam – prychnęłam – i łapy precz od moich rzeczy i pokoju jasne?
-A gdzie ta siostrzana solidarność się pytam.
-Nie narzekaj. Na pewno gdzieś są gorsze siostry.

Chwyciłam jej dłoń i wyszłyśmy przed dom. Z rozbawieniem zapozowałam z nią na spodkach domu by mama mogła zrobić nam ostatnie wspólne zdjęcie przed moim wyjazdem . Jedno poważne a do drugiego skoczyłyśmy jak to miałyśmy w zwyczaju.
Za nim się obejrzałam już siedziałam z nimi w samochodzie zmierzając w stronę lotniska . Droga zajęła nam tyle ile wyliczyłyśmy. By zaoszczędzić sobie kolejnych pożegnań i łez pożegnałam się z nimi przed wejściem na lotnisko. Przez wszystkie procedury przeszłam o dziwo sprawnie i uniknęłam stresu.  Pierwszy lot samolotem. Wielkie przeżycie. I na pewno zapamiętam je na długo. Nie każdy ma okazje siedzieć przy takiej sławie. Wstyd się przyznać nie wiem kim był. Wyłapałam tylko kilka informacji z głośnej rozmowy dwóch podnieconych nastolatek siedzących przed nami. By uniknąć słuchania ich pisków przespałam drugą połowę lotu. Co było również dobrym rozwiązaniem patrząc na to, że kilka najbliższych godzin mam spędzić z Natem. Po spokojnym lądowaniu i  odebraniu bagażu zaczęłam się za nim oglądać.
-Świetnie.

Burknęłam pod nosem zauważając wysokiego i  niestety nieziemsko przystojnego bruneta. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie kartka którą wymachiwał jak oszalały. Ludzie śmiali się czytając napis i rozglądali się zaciekawieni. I jak ja mam do niego podejść. Może niezauważona wymknę się z lotniska wezmę taksówkę i pojadę do mieszkania Sophii bez niego. Gdy tylko pokonałam ostatni schodek skręciłam za resztą ludzi starając się wtopić w tłum. Mój niewysoki wzrok a tym momencie okazał się moim sprzymierzeńcem . Wszystko potoczyłoby się dobrze gdyby ten zakapior nie wyłapał mnie wzorkiem.

- I jest nasza mała Valerie –krzyknął podchodząc do mnie. Brawo Val jesteś w Nowym Jorku od niecałych dwudziestu minut a już zostałaś ośmieszona – Podoba ci się napis? ‘Hobbit z Salinas’ –wyrecytował głośno zwracając tym na nas uwagę kilku dodatkowych osób.
-Schowaj to pacanie – szarpnęłam za kartkę rozdrażniona. Już się policzę z przyjaciółką.
-Zluzuj mała, jedziemy do domu gdzie zmienisz ciuszki na coś bardziej normalnego..
-Ale..
-I jedziemy do klubu. Mamy co oblewać to raz, dwa  lepiej od razu wprowadzać cię w życie miasta.

Przytaknęłam udając, że rozumiem o co mu chodzi. Wolę unikać wchodzenia z nim w dyskusje. Tym bardziej przy ludziach. Pozwoliłam mu wziąć moją walizkę i zaprowadzić do auta. W miedzy czasie napisałam do mamy informacje, że dotarłam.
Jazda z Natem okazała się nie najgorszym  przeżyciem. Spytał jak minął mi lot i odpowiedział na kilka moich podstawowych pytań odnośnie tego miasta. Dał kilka wskazówek odnośnie życia z Sop. Pomógł wnieść do mieszkania torby i pokazał pokój, zostawiając samą na chwilę. Skorzystałam z chwili i dokładnie rozejrzałam się po swoim nowym pokoju. Ściany biały gdzie nie gdzie zszarzałe , potrzebują odnowienia. Łóżko dla dwojga mała szafa i toaletka stojąca przy oknie. Niewiele lecz dla mnie to wystarczy. Skoro to mój nowy pokój będę mogła go podrasować pod siebie. Z uśmiechem na ustach otworzyłam walizkę i wyjęłam ubrania które bardziej nadają się do klubu. Czarne rurki czerwony top i ramoneska. Nie powinnam odstawać ani rzucać się w oczy. Wyjęłam mała czarną torebkę do której wrzuciłam dokumenty portfel i torebkę.

-I jak? – okręciłam się wokół własnej osi czekając na jego komentarz . Uniósł jedną brew mając ręce skrzyżowane na piersi.
-Przydałby się większy makijaż i coś byś mogła zrobić z włosami ale jak na szybko jest w porządku.
-W porządku ? Tylko tyle ?
-Nie marudź, idziesz ze mną więc nie mogę pozwolić byś wyglądała lepiej.
-Byś wyglądała lepiej –odgryzłam się pod nosem zapinając guziki kurtki, wychodząc i nie czekając na niego.
-A ty co? –zaśmiała się gdy ruszyłam w kierunku jego samochodu. Zatrzymałam się rozglądając na boki, przegryzając wnętrze policzka.
-Nie jestem idiotą i nie prowadzę po alkoholu. Jedziemy taksówką i płacimy po połowie –wyszedł na chodnik machając ręką by zatrzymać dla nas pojazd. Miłe zaskoczenie. Zyskał u mnie plusa. Gdy już udało mu się zatrzymać  jedną z miliona przejeżdżających taksówek wsiedliśmy a Nate podał adres klubu.

***
-Valerie –krzyknęła pokonując z gracją bar i już po chwili zamknęła mnie w szczelnym uścisku, co odwzajemniłam od razu.
-Sophia jak ty się zmieniłaś. Wypiękniałaś  i przestań już rosnąć –burknęłam rozbawiona mierząc ją wzrokiem od stóp po czubek głowy. Naprawdę wypiękniała. Czarne falowane włosy do pasa dodające jej uroku. Chodź sam jej uśmiech potrafiłby oczarować wszystkich tu zebranych. Idealna figura i nieprzeciętna uroda uczyniłyby z niej wspaniałą modelkę jednak jest ona artystyczną dusza. Świetnie maluje i jest za do doceniana na studiach . Jej zdjęcia już nie raz ukazały się w znanych czasopismach.
-Za to ty mogłabyś troszeczkę podrosnąć – zaśmiała się na co dałam jej tylko kuksańca w bok.
-Spóźniłam się do tej kolejki.
-W zamian masz niebywały talent – przytuliła mnie jeszcze raz po czym znalazła się w ramionach swojego chłopaka.

Rozejrzałam się. Klub tak naprawdę niczym się nie różnił od tych które są w moim miasteczku. Oczywiście jest większy i na pewno dostane tu  drinki o których nigdy nie słyszałam a nazw nie wymówię.  Usiadłam przy barze odwzajemniając uśmiech barmana.
-Co podać?
-Nie mam pojęcia. Zdaję się na ciebie.
-Nie pożałujesz –mrugnął zalotnie wyciągając szklankę spod  lady. Wlał do niej kilka płynów które po zmieszaniu nabrały łagodnego różowego koloru.
-Nie za mocny nie za słaby. Idealny na powitanie –postawił szklankę na przygotowanej wcześniej serwetce. 
Zmarszczyłam czoło na jego słowa – wcześniej cię tu nie widziałem. Więc musisz być tu pierwszy raz. A ja mam naprawdę dobrą pamięć.
-Tak dziś jest mój pierwszy wieczór w NY. Valerie –nachyliłam się by mógł mnie usłyszeć . Chwyciłam szklankę i delikatnie zamoczyłam usta w alkoholu , oblizując je w zadowoleniu. Ten drink jest przepyszny. Miał rację , nie zamierzam żałować.
-Więc co cie tu sprowadza Valerie? – wycierał szklanki nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Marzenia. Studia ,teatr i przyjaciele.
-To rzeczywiście wiele rzeczy. A jakie te studia i co z tym teatrem?
- Nyada. Nadal nie wierzę, ze się dostałam.
-Skoro tak to musisz mieć talent.
-Okaże się jutro, trzymaj kciuki.
-A co jest jutro? –odstawił szklankę i oparł łokcie na ladzie przybliżając się do mnie.
-Przesłuchanie w Playhouse –wyszeptałam to jakby ti było tajemnicą państwową.

Prolog

Muzyka uwentury powoli pobiegała końca to wzbudzało we mnie jeszcze większy stres. Za kilka minut wejdę na scenę i przeżyje swój debiut jako główna postać musicalu w najlepszym teatrze w NY.

Wszyscy w okół mnie biegają starając się poprawić już poprawione wcześniej niedoskonałości. Hope spryskuje mi włosy kolejną puszką lakieru powodując u mnie lekkie duszności. Iness przygładzała tres sukni i związywała coraz to mocniej mój gorset. Agnes przytaczała mi kwestie nie zważając najmniejsze uwagi na to, że nic za nią nie powtarzam. Wszyscy są tak zestresowani, że boję się pisnąć choćby słówko. Niall biega jak oszalały wydając ostatnie polecenia. Przejął chyba funkcje Harrego, którego nie widziałam od rana. Powinien tu być, jak nie dla mnie to dla reszty, przecież to ważny dzień.

Napinam się jeszcze bardziej słysząc pierwsze takty mojej piosenki. Tancerki wybiegają na scenę zaczynając swój układ jako zapowiedź mojego wejścia. Reflektor zostaje skierowany na mnie, robię krok w stronę sceny a ostatnią rzeczą, którą widzę przed opuszczeniem kulis są jego nieziemskie zielone oczy.  Przyszedł.