-Valerie! –krzyknęła a już po chwili
usłyszałam jak pojemnik opada z hukiem na stół.
-Chodź tu, natychmiast.
-No już, przecież jestem
–zaśmiałam się się wchodząc do kuchni, z rozbawieniem obserwując pojawiające
się zmarszczki przy oczach mojej mamy. Zawsze je widać tak dobrze gdy się
denerwuje. Uwielbiam na nią wtedy patrzeć.
-Wczoraj zapakowałam ci mnóstwo
jedzenia. Nasze przetwory, wypieki –westchnęła kręcąc głową.
-Mamuś –podeszłam do niej i
złapałam jej dłonie- wiem, że nie chcesz żebym wyjeżdżała ale to dla mnie
naprawdę wielka szansa –przytaknęła ściskając moje dłonie- te studia to moje
największe marzenie a dostanie się na przesłuchanie do tego teatru graniczyło z
cudem. To moja jedyna szansa i wiem, że chodź perspektywa mieszkania tak daleko
cię przeraża to mamo obiecuje nie dac ci powodu byś nie była ze mnie duma.
-Tak bardzo cię kocham córeczko i
już jestem z ciebie bardzo dumna –pogłaskała mnie po policzku i ucałowała długo
w czoło- ale weźmiesz ze sobą wszystko co przygotowałam -zaśmiałyśmy się razem.
Pomogłam mamie ponownie wszystko
zapakować następnie udałam się na górę dokończyć pakowanie. Za kilka godzin mam
samolot a walizki nie spakowałam nawet w połowie. Ale kto by mi się dziwił.
Jestem bardzo zżyta z rodziną i ciężko jest mi zostawiać mamę i siostrę . Lecz
również mam marzenia. Wielkie naprawdę ogromne i przez połowę mojego doczesnego
życia były tylko niewyśnionym snem, który już za kilkanaście godzin miał się
ziścić. Przeglądałam zawartość mojej szafy , wyrzucając na łóżko co drugą sukienkę,
bluzkę czy spodnie. Nie mam nie wiadomo jak wielkiej szafy a moje ubrania nie
są tymi od projektantów. Nigdy na to nie narzekałam i nie mam zamiaru. Jednakże
teraz wszystko wydaje mi się nieodpowiednie do nowego życia w NY.
Przepakowywałam się kilkakrotnie i poddawałam się w połowie załamana z chęcią
odwołania wszystkiego.
Moją uwagę od składania ubrań
odwrócił dźwięk wiadomości na skypie. Wstałam zrzucając materiały z kolan i
usiadłam przed biurkiem odbierając połączenie od Sophii.
-No cześć najsłodszy hobbicie na świecie. I jak ci
idzie pakowanie? –podniosła się przybliżając do kamerki jakby chciała w nią
wejść.
-Tak mnie też miło cię widzieć
–wywróciłam oczami na jej komentarz ale zaśmiałam się cicho- za kilka godzin
odpłacę się za te wszystkie twoje jakże przemiłe komentarze.
-Też się kocham i naprawdę nie
mogę się doczekać . Przygotowałam ci pokój, trochę miejsca w łazience i półkę w
kuchni. Zaplanowałam nam wszystkie weekendy chyba do końca życia. I co
najlepsze –popukała palcami o blat biurka udając werble – załatwiłam ci już
pięć randek . Tak brawo dla mnie! –krzyknęła a moje usta ukształtowały się w
jakże wielką literkę o.
-Soph zwariowałaś. Dobrze wiesz
że nie szukam faceta. Chce tylko być najlepsza na roku …
-i dostać się do tego teatru bo
jest to najlepszy teatr ostatnich czasów z jakże wspaniałym i bardzo
utalentowanym właścicielem i reżyserem Stylesem –wyrecytowała za mnie machając
przy tym teatralnie ręką.
Przygryzłam wnętrze policzka
słysząc to nazwisko, widząc w myślach jego zdjęcie.
-Nie wiem o co tyle szumu z nim.
Dobra jest wysoki. Tu ma plus. Przystojny jeśli jest w twoim typie a jest.
Wygląda dobrze na zdjęciach ale
przeważnie sprawia wrażenie nadętego bubka. A sama jeszcze mówiłaś, ze niestety
ma kogoś.
-Dobra skończ. Może i jest
przystojny ale wcale na niego nie lece, jak ci się wydaje –westchnełam kręcąc
głową – Jeśli chcesz żebym się wyrobiła na samolot muszę kończyć i wracać do tego
syfu na moim dywanie.
-Już dłużej cię
nie zatrzymuję tylko Leri –spojrzała na mnie z przepraszającym
uśmiechem, kręcąc się na krześle – jak przylecisz będę w pracy więc odbierze
cię Nate.
Zmrużyłam oczy zaciskając dłoń w
pięść pod biurkiem by tego nie zauważyła. Nie lubię go, wręcz nienawidzę. Zbyt
wiele razy widziałam jak moja przyjaciółka przez niego cierpi. Zwykły pies na
baby który wraca do niej gdy tylko znudzą mu się imprezy i skończą
przyjaciółeczki. Dobrze, że tam lece. W końcu przemówię jej do rozsądku.
Zdążyłam tylko rozchylić lekko
wargi chcąc coś powiedzieć ale była szybsza. Odmachałam już do ciemnego ekranu.
Zsunęłam się na dywan i szybko dokończyła pakowanie.
**
-Spokojnie masz jeszcze godzinę,
droga na lotnisko zajmuję czterdzieści minut czyli w zapasie masz około
dwadzieścia minut.
-Dobrze wiesz że wolę być
szybciej na miejscu. Jeszcze odprawa a po drodze mogą być korki.
-Już wychodźcie i wsiadajcie do
auta.
Nasunęłam sweter na ramiona,
wciągnęłam buty i ostatni raz obiegłam wzrokiem znajome ściany. Będzie mi ich bardzo brakowało jak i reszty
domu. Tyle wspomnień kryje się w tych kątach, sekretów. Uśmiechnęłam się
szeroko widząc zdjęcie naszej trójki. Mam jest cudowną kobietą, wychowała mnie
i Bailey na pewne siebie i odważne kobiety. Znaczy ja o sobie już mogę
powiedzieć kobieta, B to dziecko czasami rozpuszczone ale kocham ją bardzo.
-Siostra bo zaraz naprawdę się
spóźnimy – poczułam jak opiera brodę o mój bark.
- Nie bój się zdążysz na swoją
randkę –puknęłam ja biodrem chichocząc cicho – będę tęsknić za tobą nawet nie
wiesz jak bardzo – cmoknęła ją w czubek głowy następnie przeczesałam jej włosy.
-Ja za tobą też sis i kocham cię
ale nie przyznam się do tego publicznie chyba, że już będziesz sławna na cały
świat.
-Wtedy to ja się do ciebie nie
przyznam – prychnęłam – i łapy precz od moich rzeczy i pokoju jasne?
-A gdzie ta siostrzana
solidarność się pytam.
-Nie narzekaj. Na pewno gdzieś są
gorsze siostry.
Chwyciłam jej dłoń i wyszłyśmy
przed dom. Z rozbawieniem zapozowałam z nią na spodkach domu by mama mogła
zrobić nam ostatnie wspólne zdjęcie przed moim wyjazdem . Jedno poważne a do
drugiego skoczyłyśmy jak to miałyśmy w zwyczaju.
Za nim się obejrzałam już siedziałam
z nimi w samochodzie zmierzając w stronę lotniska . Droga zajęła nam tyle ile
wyliczyłyśmy. By zaoszczędzić sobie kolejnych pożegnań i łez pożegnałam się z
nimi przed wejściem na lotnisko. Przez wszystkie procedury przeszłam o dziwo
sprawnie i uniknęłam stresu. Pierwszy
lot samolotem. Wielkie przeżycie. I na pewno zapamiętam je na długo. Nie każdy
ma okazje siedzieć przy takiej sławie. Wstyd się przyznać nie wiem kim był. Wyłapałam
tylko kilka informacji z głośnej rozmowy dwóch podnieconych nastolatek
siedzących przed nami. By uniknąć słuchania ich pisków przespałam drugą połowę
lotu. Co było również dobrym rozwiązaniem patrząc na to, że kilka najbliższych
godzin mam spędzić z Natem. Po spokojnym lądowaniu i odebraniu bagażu zaczęłam się za nim oglądać.
-Świetnie.
Burknęłam pod nosem zauważając
wysokiego i niestety nieziemsko
przystojnego bruneta. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie kartka którą wymachiwał
jak oszalały. Ludzie śmiali się czytając napis i rozglądali się zaciekawieni. I
jak ja mam do niego podejść. Może niezauważona wymknę się z lotniska wezmę
taksówkę i pojadę do mieszkania Sophii bez niego. Gdy tylko pokonałam ostatni
schodek skręciłam za resztą ludzi starając się wtopić w tłum. Mój niewysoki
wzrok a tym momencie okazał się moim sprzymierzeńcem . Wszystko potoczyłoby się
dobrze gdyby ten zakapior nie wyłapał mnie wzorkiem.
- I jest nasza mała Valerie
–krzyknął podchodząc do mnie. Brawo Val jesteś w Nowym Jorku od niecałych
dwudziestu minut a już zostałaś ośmieszona – Podoba ci się napis? ‘Hobbit z Salinas’
–wyrecytował głośno zwracając tym na nas uwagę kilku dodatkowych osób.
-Schowaj to pacanie – szarpnęłam
za kartkę rozdrażniona. Już się policzę z przyjaciółką.
-Zluzuj mała, jedziemy do domu
gdzie zmienisz ciuszki na coś bardziej normalnego..
-Ale..
-I jedziemy do klubu. Mamy co
oblewać to raz, dwa lepiej od razu
wprowadzać cię w życie miasta.
Przytaknęłam udając, że rozumiem
o co mu chodzi. Wolę unikać wchodzenia z nim w dyskusje. Tym bardziej przy
ludziach. Pozwoliłam mu wziąć moją walizkę i zaprowadzić do auta. W miedzy
czasie napisałam do mamy informacje, że dotarłam.
Jazda z Natem okazała się nie
najgorszym przeżyciem. Spytał jak minął
mi lot i odpowiedział na kilka moich podstawowych pytań odnośnie tego miasta.
Dał kilka wskazówek odnośnie życia z Sop. Pomógł wnieść do mieszkania torby i
pokazał pokój, zostawiając samą na chwilę. Skorzystałam z chwili i dokładnie
rozejrzałam się po swoim nowym pokoju. Ściany biały gdzie nie gdzie zszarzałe ,
potrzebują odnowienia. Łóżko dla dwojga mała szafa i toaletka stojąca przy
oknie. Niewiele lecz dla mnie to wystarczy. Skoro to mój nowy pokój będę mogła go
podrasować pod siebie. Z uśmiechem na ustach otworzyłam walizkę i wyjęłam
ubrania które bardziej nadają się do klubu. Czarne rurki czerwony top i
ramoneska. Nie powinnam odstawać ani rzucać się w oczy. Wyjęłam mała czarną
torebkę do której wrzuciłam dokumenty portfel i torebkę.
-I jak? – okręciłam się wokół
własnej osi czekając na jego komentarz . Uniósł jedną brew mając ręce
skrzyżowane na piersi.
-Przydałby się większy makijaż i coś
byś mogła zrobić z włosami ale jak na szybko jest w porządku.
-W porządku ? Tylko tyle ?
-Nie marudź, idziesz ze mną więc
nie mogę pozwolić byś wyglądała lepiej.
-Byś wyglądała lepiej –odgryzłam
się pod nosem zapinając guziki kurtki, wychodząc i nie czekając na niego.
-A ty co? –zaśmiała się gdy
ruszyłam w kierunku jego samochodu. Zatrzymałam się rozglądając na boki, przegryzając
wnętrze policzka.
-Nie jestem idiotą i nie prowadzę
po alkoholu. Jedziemy taksówką i płacimy po połowie –wyszedł na chodnik
machając ręką by zatrzymać dla nas pojazd. Miłe zaskoczenie. Zyskał u mnie
plusa. Gdy już udało mu się zatrzymać
jedną z miliona przejeżdżających taksówek wsiedliśmy a Nate podał adres
klubu.
***
-Valerie –krzyknęła pokonując z
gracją bar i już po chwili zamknęła mnie w szczelnym uścisku, co odwzajemniłam
od razu.
-Sophia jak ty się zmieniłaś.
Wypiękniałaś i przestań już rosnąć
–burknęłam rozbawiona mierząc ją wzrokiem od stóp po czubek głowy. Naprawdę
wypiękniała. Czarne falowane włosy do pasa dodające jej uroku. Chodź sam jej
uśmiech potrafiłby oczarować wszystkich tu zebranych. Idealna figura i
nieprzeciętna uroda uczyniłyby z niej wspaniałą modelkę jednak jest ona
artystyczną dusza. Świetnie maluje i jest za do doceniana na studiach . Jej
zdjęcia już nie raz ukazały się w znanych czasopismach.
-Za to ty mogłabyś troszeczkę
podrosnąć – zaśmiała się na co dałam jej tylko kuksańca w bok.
-Spóźniłam się do tej kolejki.
-W zamian masz niebywały talent –
przytuliła mnie jeszcze raz po czym znalazła się w ramionach swojego chłopaka.
Rozejrzałam się. Klub tak
naprawdę niczym się nie różnił od tych które są w moim miasteczku. Oczywiście
jest większy i na pewno dostane tu
drinki o których nigdy nie słyszałam a nazw nie wymówię. Usiadłam przy barze odwzajemniając uśmiech
barmana.
-Co podać?
-Nie mam pojęcia. Zdaję się na
ciebie.
-Nie pożałujesz –mrugnął zalotnie
wyciągając szklankę spod lady. Wlał do
niej kilka płynów które po zmieszaniu nabrały łagodnego różowego koloru.
-Nie za mocny nie za słaby.
Idealny na powitanie –postawił szklankę na przygotowanej wcześniej serwetce.
Zmarszczyłam czoło na jego słowa – wcześniej cię tu nie widziałem. Więc musisz
być tu pierwszy raz. A ja mam naprawdę dobrą pamięć.
-Tak dziś jest mój pierwszy
wieczór w NY. Valerie –nachyliłam się by mógł mnie usłyszeć . Chwyciłam
szklankę i delikatnie zamoczyłam usta w alkoholu , oblizując je w zadowoleniu.
Ten drink jest przepyszny. Miał rację , nie zamierzam żałować.
-Więc co cie tu sprowadza
Valerie? – wycierał szklanki nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Marzenia. Studia ,teatr i
przyjaciele.
-To rzeczywiście wiele rzeczy. A
jakie te studia i co z tym teatrem?
- Nyada. Nadal nie wierzę, ze się
dostałam.
-Skoro tak to musisz mieć talent.
-Okaże się jutro, trzymaj kciuki.
-A co jest jutro? –odstawił
szklankę i oparł łokcie na ladzie przybliżając się do mnie.
-Przesłuchanie w Playhouse
–wyszeptałam to jakby ti było tajemnicą państwową.
Rozdział świetny !! Czekam na następny z niecierpliwością <3
OdpowiedzUsuń